piątek, 16 grudnia 2011

Haruki Murakami - Po zmierzchu

Kolejna książka mister Murakamiego. Kolejne arcydzieło. Cholera, czy on napisał w ogóle jakąś złą książkę?

Fabuła jest... dziwna. Oto mamy dziewczynę, siedzącą po zmierzchu w całodobowej restauracji-barze, czytającą książkę. Do tego samego baru wchodzi student, który w przerwie prób swojego zespołu chce coś przekąsić. Rozpoznaje dziewczynę, przysiada się do niej i próbuje nawiązać rozmowę. Może nie tyle co rozmowę, ile chce po prostu powiedzieć, co mu w duszy gra. Okazuje się, że ta dwójka spotkała się przed laty na podwójnej randce, która jednak nie wypaliła i o której oboje prawie zapomnieli. Później chłopak wraca na próby, a dziewczyna do lektury. W pewnym momencie do dziewczyny podchodzi właścicielka love hotelu i prosi ją o przysługę. A to tylko początek pierwszej linii fabularnej...

Druga mówi o... Nie napiszę. Trzeba samemu to przeczytać.

Znów charakterystyczny styl pisania Murakamiego sprawia, że książka, choć w pewnej części fantastyczna, lub, jakby chciały moje polonistki, metaforyczna, jest przerażająco i wspaniale realna. Spokojna, a jednocześnie pełna wszelkich emocji. Stawiam lot do Japonii temu, kto nie wzruszył się na końcu, na ostatnich stronach. A przecież to jest historia tylko jednej, spokojnej nocy! Nie ma wybuchów, nie ma strzelanin, pościgów, żadnego love story, nikt się nawet z nikim nie całuje... A jednak ta niewinna książka ma w sobie jakąś magię. Magię spokoju i emocji.


Polecam każdemu, naprawdę każdemu. Nie jest to długie dzieło, ledwie na parę godzin czytania, a potrafi odmienić człowieka tak, że nawet tego nie zauważy.

Ocena: 10/10



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz