O mój Boże. Wiem, że jako niewierzący nie powinienem używać takiego sformułowania, ale cóż poradzę, jeśli w przepastnych czeluściach tworu zwanego Internetem znalazłem TO:
http://zycie-onanisty.blog.onet.pl/
Proszę, niech ktoś mi to wyjaśni. Mój mózg teraz lewituje koło orbity Marsa. Jaki jest sens pisania bloga o onanizowaniu się? (Waleniu konia, gwoli wyjaśnień?) Rozumiem, mógłby to być jakiś sfrustrowany nastolatek, który nie może się uwolnić od tego nałogu, a pęcherze na rękach go napierniczają. I pewno tak jest, choć tłumaczy się ostro na tej przecudnej stronce. A może właśnie dlatego. O kurwa, mindfuck.
piątek, 21 października 2011
środa, 19 października 2011
Forrest Gump
Forrest Gump genialnym filmem jest. Kropka. Kto się nie zgadza z tym stwierdzeniem, tego wyzywam na udeptaną ziemię.
Wiem, że coś takiego powinno się mówić na koniec, gdy opisuje się film, ale chcę po prostu dać znać, co myślę o tym filmie. Żaden inny film nie sprawił, i prawdopodobnie nie sprawi, że przeżywam całe spektrum emocji - od głębokiego smutku i żalu po śmiech wniebogłosy. Czasem w ciągu 5 minut. Tom Hanks wykreował genialną, genialną, genialną postać Forresta Gumpa, tego najmądrzejszego na świecie głupka. Jego historia opowiadana razem z historią Jenny, jego przyjaciółki z dzieciństwa, może być i przekrojem warstw społecznych lub odzwierciedleniem nastrojów amerykańskich w pewnym okresie, ale dla mnie zawsze to będzie po prostu wspaniała historia o wspaniałym człowieku. Kto nie oglądał, niech obejrzy. Mogę mu nawet wysłać ten film, bo po prostu trzeba.
Ocena: 10/10
Wiem, że coś takiego powinno się mówić na koniec, gdy opisuje się film, ale chcę po prostu dać znać, co myślę o tym filmie. Żaden inny film nie sprawił, i prawdopodobnie nie sprawi, że przeżywam całe spektrum emocji - od głębokiego smutku i żalu po śmiech wniebogłosy. Czasem w ciągu 5 minut. Tom Hanks wykreował genialną, genialną, genialną postać Forresta Gumpa, tego najmądrzejszego na świecie głupka. Jego historia opowiadana razem z historią Jenny, jego przyjaciółki z dzieciństwa, może być i przekrojem warstw społecznych lub odzwierciedleniem nastrojów amerykańskich w pewnym okresie, ale dla mnie zawsze to będzie po prostu wspaniała historia o wspaniałym człowieku. Kto nie oglądał, niech obejrzy. Mogę mu nawet wysłać ten film, bo po prostu trzeba.
Ocena: 10/10
The Social Network
Film jest historią małego, szerzej nieznanego w naszym kraju portalu internetowego Facebook. Aż dziwne, że reżyser, który mógł wybierać między takimi hitami jak Youtube, Google, MySpace czy Onet.pl, wziął na tapetę malutką sieć społecznościową. Jednak historia ukazana w filmie jest ciekawa - pokazuje dzieje strony od powstania pomysłu, aż po dzień praktycznie dzisiejszy. Ukazuje, że genialny pomysł studenta z Harvardu nie rozwinął się wolny od zgrzytów. Montaż filmu jest bardzo dobry, wiele razy czułem się, jakbym był w środku wydarzeń. Nie podobała mi się natomiast muzyka, choć sądzę, że to po prostu nie moje klimaty. Ocena wynika głównie z tego, jak poprowadzona została fabuła w filmie i tego, że film o stronie internetowej był taki fascynujący. A to jest już wyczyn.
Ocena: 8/10
Ocena: 8/10
wtorek, 18 października 2011
Eksperyment
1. Prisoners must remain silent during rest periods, after lights out, during meals and whenever they
are outside the prison yards.
Więźniowie muszą milczeć podczas w czasie odpoczynku, po wyłączeniu świateł, podczas posiłków i zawsze, gdy znajdują się poza głównym dziedzińcem więzienia.
Film "Eksperyment" z roku 2010 jest oparty na prawdziwym doświadczeniu. W czasie słynnego eksperymentu stanfordzkiego z 1971 roku 24 studentów wzięło udział w symulacji życia więziennego. Podzieleni zostali losowo na grupy - strażników i więźniów - i umieszczeni docelowo na 2 tygodnie w odpowiednio przygotowanych podziemiach Uniwersytetu w Stanfordzie.
2. Prisoners must participate in all prison activities.
Więźniowie muszą uczestniczyć we wszystkich zajęciach więziennych.
Wszystko zaczęło się od ogłoszenia w lokalnej gazecie. Mówiło ono, że poszukiwani są studenci, którzy chcą wziąć udział w dwutygodniowym eksperymencie w zamian za 15$ dziennie. Część piwnic uniwersytetu zostało specjalnie przystosowanych do potrzeb doświadczenia. W kilku pokojach zwykłe drzwi zastąpiono zakratowanymi, urządzono też m.in. pokój wartownika. Główny korytarz został z obu stron zabity końcami, tak, że jego długość wynosiła około 9 metrów. Wszystko zostało przeprowadzone w konsultacji z byłymi więźniami i personelem prawdziwego więzienia. Uczestników obserwowano przez kamerę, przez otwór na jednym z końców korytarza.
7. Prisoners must address each other by number only.
Więźniowie mogą zwracać się do siebie jedynie przy użyciu numerów identyfikacyjnych.
Gdy grupa mająca wziąć udział w teście została już wybrana, podzielona i przetransportowana na miejsce eksperymentu, "więźniom" zostały odczytane zasady więzienia. (Wcześniej uczestników uprzedzano, że przystąpienie do eksperymentu wiąże się z ograniczeniem niektórych praw obywatelskich i wydawaniem minimalnych racji żywnościowych.) Pierwszy dzień przebiegł w miarę spokojnie. Studenci po obu stronach krat nie całkiem jeszcze odnaleźli się w swoich rolach. Lecz już drugiego dnia...
9. Prisoners must never refer to their condition as an "experiment" or a "simulation." They are in
prison until paroled.
Więźniowie nie mogą nigdy mówić, że uczestniczą w "eksperymencie" czy "symulacji". Więźniowie przebywają w więzieniu, aż do czasu zwolnienia.
Ale odbiegłem od tematu. Zainteresowanych zapraszam na stronę Wikipedii i oficjalną stronę eksperymentu (również po polsku), które możecie znaleźć w przypisach. Tymczasem, wracając do filmu. Zaczyna się on, gdy poznajemy Travisa, opiekuna w domu starości. Zostaje on zwolniony z pracy, z nudów prawdopodobnie przyłącza się do marszu antywojennego, gdzie poznaje dziewczynę. Proponuje mu ona wycieczkę do Indii. Jako bezrobotny, Travis nie może sobie pozwolić na taki wydatek. Ale dla chcącego nic trudnego! Chłopak znajduje w gazecie ogłoszenie o eksperymencie, trwającym 2 tygodnie i płatnym 1000$ za dzień.
12. Mail is a privilege. All mail flowing in and out of the prison will be inspected and censored.
Poczta jest przywilejem. Wszystkie listy wychodzące i przychodzące będą sprawdzane i cenzurowane.
1000, a nie 15 dolarów? No tak, przecież film jest jedynie inspirowany eksperymentem. To widać, zastosowano kilka chwytów, które zagęszczają atmosferę, na przykład makieta więzienia znajduje się z dala od wszelkiej cywilizacji, a uczestnicy eksperymentu nie są jedynie studentami, a ludźmi w różnym wieku i z różnych warstw.
14. All prisoners in a cell will stand whenever the Warden, the Prison Superintendent or any other
visitors arrive on the premises. Prisoners will await an order to be seated and resume activities.
Więźniowie przebywający w celach zobowiązani są wstać kiedy tylko Naczelnik, Nadzorca więzienia albo jakakolwiek inna osoba wejdzie do celi. Więźniowie mogą usiąść i wznowić swoje zajęcia dopiero po zezwoleniu.
Napisałbym coś więcej o fabule, ale tego nie zrobię, by nie psuć oglądania tego filmu. Po seansie warto odwiedzić Wikipedię, a dokładniej artykuł o Eksperymencie więziennym, by zobaczyć, że choć film jest jedynie oparty na faktach, niektóre zbieżności są aż przerażające.
Ocena: 8/10
Śródtytuły zaczerpnięte z oryginalnej listy zasad używanej podczas eksperymentu stanfordzkiego. Można ją znaleźć tutaj: http://www.prisonexp.org/pdf/rules.pdf
Linki:
"Eksperyment" na FilmWebie: http://www.filmweb.pl/film/Eksperyment-2010-446373
Artykuł w Wikipedii nt. eksperymentu więziennego: http://pl.wikipedia.org/wiki/Eksperyment_wi%C4%99zienny
Oficjalna strona eksperymentu (w języku polskim): http://www.prisonexp.org/polski
17. Failure to obey any of the above rules may result in punishment.
Nieprzestrzeganie jakiejkolwiek z powyższych reguł skutkuje ukaraniem.
poniedziałek, 17 października 2011
Kuroshitsuji
Po obejrzeniu pierwszej serii anime byłem wniebowzięty. Spodziewałem się jakiegoś yaoica, śmiech mnie brał, kiedy czytałem, że manga była oryginalnie tworzona dla chłopców. Wystarczy spojrzeć na grafiki i tapety w necie! Poza tym "bliski stosunek chłopca i kamerdynera"? Zdecydowanie odpada. Jednak anime zebrało bardzo pochlebne recenzje, a kiedy kolega mi je polecił, zacząłem się poważnie zastanawiać nad zabraniem się do tej serii. W końcu to zrobiłem i nie żałuję ani sekundy spędzonej z Phantomhivem i jego lokajem. Anime jest po prostu GE-NIAL-NE! Druga seria niestety nie jest tak bombowa jak pierwsza, ale i tak trzyma bardzo wysoki poziom.
Kupiwszy Arigato, numer 12 (najnowszy, w chwili pisania posta), przeczytałem artykuł o Kuroshitsuji i mangach pokrewnych, czy to innych dziełach tej autorki, czy też doujinshi. Zaintrygowało mnie bardzo to, że te kilka artykułów przygotowanych zostało z okazji wydania mangi Kuroshitsuji w Polsce. I co biedny student miał zrobić? Ano pogłodował troszkę, ale mangę sobie kupił.
20 zł wydanych na pierwszy tom to bardzo dobra inwestycja, szczególnie, jeśli ktoś jeszcze nie miał styczności z anime, które jest dość wiernym odwzorowaniem dzieła pani Toboso. Postacie w mandze mają odrobinkę inny styl, np. Sebastian jest troszkę bardziej kobiecy, niż w serii telewizyjnej. Widać też dopracowany warsztat autorki - rysunki są staranne, szczególnie, jeśli chodzi o desery podawane paniczowi (wtajemniczeni wiedzą, o czym mówię). Tłumaczenie jest bardzo dobre, niestety zawiodło w kwestii, o którą się bałem. Nieprzetłumaczalna gra słów, używana przez lokaja - "私はあくまで執事ですから", czyli, w zależności od akcentu, "jestem po prostu kamerdynerem" lub "jestem demonem i kamerdynerem" została przełożona na język nadwiślański słowami "demon ze mnie, nie kamerdyner". Cóż, nie oddaje to złowieszczości oryginalnego zdania, ale to raczej niemożliwe do osiągnięcia.
Zachęcam każdego, nie ważne, czy dziewczynę, czy chłopaka, do zagłębienia się w świat angielskiej arystokracji. Piekielnie dobra zabawa gwarantowana.
Kupiwszy Arigato, numer 12 (najnowszy, w chwili pisania posta), przeczytałem artykuł o Kuroshitsuji i mangach pokrewnych, czy to innych dziełach tej autorki, czy też doujinshi. Zaintrygowało mnie bardzo to, że te kilka artykułów przygotowanych zostało z okazji wydania mangi Kuroshitsuji w Polsce. I co biedny student miał zrobić? Ano pogłodował troszkę, ale mangę sobie kupił.
20 zł wydanych na pierwszy tom to bardzo dobra inwestycja, szczególnie, jeśli ktoś jeszcze nie miał styczności z anime, które jest dość wiernym odwzorowaniem dzieła pani Toboso. Postacie w mandze mają odrobinkę inny styl, np. Sebastian jest troszkę bardziej kobiecy, niż w serii telewizyjnej. Widać też dopracowany warsztat autorki - rysunki są staranne, szczególnie, jeśli chodzi o desery podawane paniczowi (wtajemniczeni wiedzą, o czym mówię). Tłumaczenie jest bardzo dobre, niestety zawiodło w kwestii, o którą się bałem. Nieprzetłumaczalna gra słów, używana przez lokaja - "私はあくまで執事ですから", czyli, w zależności od akcentu, "jestem po prostu kamerdynerem" lub "jestem demonem i kamerdynerem" została przełożona na język nadwiślański słowami "demon ze mnie, nie kamerdyner". Cóż, nie oddaje to złowieszczości oryginalnego zdania, ale to raczej niemożliwe do osiągnięcia.
Zachęcam każdego, nie ważne, czy dziewczynę, czy chłopaka, do zagłębienia się w świat angielskiej arystokracji. Piekielnie dobra zabawa gwarantowana.
Ocena: 9/10
niedziela, 16 października 2011
Batman: Arkham Asylum
Przeklęty niech będzie dziekanat. Wczoraj, w sobotę, miałem odebrać papiery z polecenia pani dziekanki. Chcąc nie chcąc, nie zważając na katar i kaszel, pojechałem. I co? Oczywiście dziekanat zamknięty. "Lekko" poirytowany stwierdziłem, że moja wycieczka do centrum nie może być bezcelowa, poszedłem więc do Empiku pooglądać sobie, cóż ciekawego tam mają. Bez zamiaru kupowania niczego. Taa.... I tak właśnie wszedłem w posiadanie gry Batman: Arkham Asylum.
Przyznam szczerze, że czaiłem się na tą grę od dawna. Przez długi czas była w cenie premierowej, potem jeszcze dłużej w serii bodajże Premium Games po 70 zł, aż w końcu staniała i stała się częścią Pomarańczowej Kolekcji Klasyki. Trwało to około 2 lata, czyli dla gry - całą wieczność. A to zwykle się przydarza tylko grom bardzo dobrym. Czy Batman taką jest? Zdecydowanie nie.
To gra wybitna. Genialnie zrealizowana walka, dobra historia, świetne osadzenie w uniwersum, charakterystyczna, piękna grafika i idealna optymalizacja (przechodzenie między lokacjami trwa tyle, ile otwarcie drzwi!), pełna sekretów, bonusów do znalezienia... Czego więcej chcieć?
Zacznijmy od walki. System FreeFlow został stworzony specjalnie dla tej produkcji. I to był jeden z wielu przebłysków geniuszu twórców. Takiej płynnej walki nie widziałem nigdzie indziej, a pozostaje ona taka nawet, gdy mamy do czynienia z 8 zbirami z różnymi rodzajami broni i dwoma mutantami - naraz. Walka jest bardzo intuicyjna, wystarczy przekręcić kamerę i kliknąć, od czasu do czasu skontrować bądź uskoczyć, a Mroczny Rycerz perfekcyjnie dostosuje się do sytuacji.
Ale nie samą walką Batman się posługuje w zwalczaniu zbirów. Powinien on przecież siać strach w sercach niemilcó+/w, czyż nie? Oczywiście gra Rocksteady pokazuje nam także ten aspekt działalności Gacusia. W momentach, gdy mamy do czynienia z większą ilością zbirów z bronią palną, Batman robi użytek z gadżetów i staje się niewidzialnym wojownikiem. Za pomocą haka podróżuje pomiędzy gargulcami, by na jednym zawiesić niczego nie spodziewającą się ofiarę, z drugiego zdetonować rozpylony wcześniej wybuchowy żel, rzucić Batarangiem w trzech przestępców przypatrujących się swemu wiszącemu koledze, przeskakuje szybko na innego gargulca i atakuje ostatniego z powietrza. Bajka.
Arkham Asylum jest też gratką dla miłośników Batmana. Po wielkim ośrodku porozrzucane są różne zapiski, taśmy z nagraniami superłotrów, a także nawiązania do ich historii, jak i historii samego Bruce'a Wayne'a. W samej grze zmierzymy się z m.in. Jokerem, Poison Ivy (aka Trujący Bluszcz), Banem, Harley Quinn, Killer Crockiem...
Do tego dochodzi cała masa znajdziek i rzeczy do odblokowania. Nowe tryby gry, figurki postaci, wywiady z pacjentami - większość z tych rzeczy dostajemy po rozwiązaniu jednej z MNÓSTWA zagadek Riddlera (Człowieka - Zagadki). Jego komentarze towarzyszą nam przez całą grę, tak samo jak przygryzki i żarciki Jokera. Buduje to wyśmienity klimat tej produkcji.
Podsumowując, nie często zdarza mi się przejść grę w 2 dni. Dwa dni grania praktycznie bez przerwy. A wciąż jestem na poziomie 65% odblokowania wszystkiego. Więc nie będę więcej pisał, tylko wracam do tego świata wariatów. Wam też polecam wycieczkę do Zakładu Psychiatrycznego Arkham. Być może nie uleczą was tam, ale Joker i Batman zapewnią wam wyśmienitą rozrywkę na dłuuuuugie godziny. Gwarantuję.
Ocena: 9+/10
Przyznam szczerze, że czaiłem się na tą grę od dawna. Przez długi czas była w cenie premierowej, potem jeszcze dłużej w serii bodajże Premium Games po 70 zł, aż w końcu staniała i stała się częścią Pomarańczowej Kolekcji Klasyki. Trwało to około 2 lata, czyli dla gry - całą wieczność. A to zwykle się przydarza tylko grom bardzo dobrym. Czy Batman taką jest? Zdecydowanie nie.
To gra wybitna. Genialnie zrealizowana walka, dobra historia, świetne osadzenie w uniwersum, charakterystyczna, piękna grafika i idealna optymalizacja (przechodzenie między lokacjami trwa tyle, ile otwarcie drzwi!), pełna sekretów, bonusów do znalezienia... Czego więcej chcieć?
Zacznijmy od walki. System FreeFlow został stworzony specjalnie dla tej produkcji. I to był jeden z wielu przebłysków geniuszu twórców. Takiej płynnej walki nie widziałem nigdzie indziej, a pozostaje ona taka nawet, gdy mamy do czynienia z 8 zbirami z różnymi rodzajami broni i dwoma mutantami - naraz. Walka jest bardzo intuicyjna, wystarczy przekręcić kamerę i kliknąć, od czasu do czasu skontrować bądź uskoczyć, a Mroczny Rycerz perfekcyjnie dostosuje się do sytuacji.
Ale nie samą walką Batman się posługuje w zwalczaniu zbirów. Powinien on przecież siać strach w sercach niemilcó+/w, czyż nie? Oczywiście gra Rocksteady pokazuje nam także ten aspekt działalności Gacusia. W momentach, gdy mamy do czynienia z większą ilością zbirów z bronią palną, Batman robi użytek z gadżetów i staje się niewidzialnym wojownikiem. Za pomocą haka podróżuje pomiędzy gargulcami, by na jednym zawiesić niczego nie spodziewającą się ofiarę, z drugiego zdetonować rozpylony wcześniej wybuchowy żel, rzucić Batarangiem w trzech przestępców przypatrujących się swemu wiszącemu koledze, przeskakuje szybko na innego gargulca i atakuje ostatniego z powietrza. Bajka.
Arkham Asylum jest też gratką dla miłośników Batmana. Po wielkim ośrodku porozrzucane są różne zapiski, taśmy z nagraniami superłotrów, a także nawiązania do ich historii, jak i historii samego Bruce'a Wayne'a. W samej grze zmierzymy się z m.in. Jokerem, Poison Ivy (aka Trujący Bluszcz), Banem, Harley Quinn, Killer Crockiem...
Do tego dochodzi cała masa znajdziek i rzeczy do odblokowania. Nowe tryby gry, figurki postaci, wywiady z pacjentami - większość z tych rzeczy dostajemy po rozwiązaniu jednej z MNÓSTWA zagadek Riddlera (Człowieka - Zagadki). Jego komentarze towarzyszą nam przez całą grę, tak samo jak przygryzki i żarciki Jokera. Buduje to wyśmienity klimat tej produkcji.
Podsumowując, nie często zdarza mi się przejść grę w 2 dni. Dwa dni grania praktycznie bez przerwy. A wciąż jestem na poziomie 65% odblokowania wszystkiego. Więc nie będę więcej pisał, tylko wracam do tego świata wariatów. Wam też polecam wycieczkę do Zakładu Psychiatrycznego Arkham. Być może nie uleczą was tam, ale Joker i Batman zapewnią wam wyśmienitą rozrywkę na dłuuuuugie godziny. Gwarantuję.
Ocena: 9+/10
sobota, 15 października 2011
Hotaru No Haka
Wiele słyszałem dobrego o "Grobowcu świetlików". Podobno to film wyciskający łzy, z drugim dnem, przesłaniem, poruszający, szokujący... I tak jak zwykle nie daję się uwieść pięknym opisom filmów- Choć nie, daję się. Dlatego zwykle zachwalany przez wszystkich film jest dla mnie przeciętny. Ale tym razem było inaczej.
"Grobowiec świetlików" to historia rodzeństwa, starszego brata imieniem Seita i młodszej siostrzyczki Setsuko. Żyją oni w okresie ostatnich lat wojny, w bombardowanej ciągle Japonii. Pewnego dnia... Nie, nie będę opowiadał o fabule, choć wszystko tu jest przewidywalne. To po prostu trzeba samemu zobaczyć.
Film powstał w roku 1988 i trochę to widać. Jednak mimo swojego wieku i niezbyt płynnej animacji, dzięki pięknym rysunkom i wyrazistym projektom postaci ogląda się dzieło Isao Takahaty bardzo dobrze także pod względem technicznym.
I na koniec od siebie: tak, na tym filmie można uronić łzę. Mi się zdarzyło to przy półtorej godziny seansu 3 razy. Gorąco polecam każdemu, nie tylko fanowi anime.
Ocena: 9/10
"Grobowiec świetlików" to historia rodzeństwa, starszego brata imieniem Seita i młodszej siostrzyczki Setsuko. Żyją oni w okresie ostatnich lat wojny, w bombardowanej ciągle Japonii. Pewnego dnia... Nie, nie będę opowiadał o fabule, choć wszystko tu jest przewidywalne. To po prostu trzeba samemu zobaczyć.
Film powstał w roku 1988 i trochę to widać. Jednak mimo swojego wieku i niezbyt płynnej animacji, dzięki pięknym rysunkom i wyrazistym projektom postaci ogląda się dzieło Isao Takahaty bardzo dobrze także pod względem technicznym.
I na koniec od siebie: tak, na tym filmie można uronić łzę. Mi się zdarzyło to przy półtorej godziny seansu 3 razy. Gorąco polecam każdemu, nie tylko fanowi anime.
Ocena: 9/10
17 sai.
Za Wikipedią:
Tragedia młodej dziewczyny była bardzo głośna w Japonii. Na podstawie historii powstało kilka filmów, manga, a także zespół the GazettE nagrał swój trybut dla Junko. Po przeczytaniu o sprawie morderstwa postanowiłem przeczytać mangę - jest nią właśnie tytułowe 17 sai.
Autorzy przedstawili historię Junko Furuty ze zmienionymi nazwiskami z perspektywy jednego z oprawców - 17-latka. W zasadzie manga nie opowiada dokładnej historii porwania, jest jedynie nią inspirowana. Nie wiem, czemu autorzy zdecydowali się pokazać tragedię od drugiej strony, jednak sądzę, że zrobili dobrzy, ponieważ żaden rysunek i żaden tekst nie oddałby cierpienia nastolatki. Po drugiej stronie maski mamy chłopaka, który robi, co każe mu szef gangu w obawie o swoje życie (choć ani trochę go to nie usprawiedliwia). W mandze dość dobrze odtworzona jest atmosfera bezsilności i nieludzkości przestępstwa. Dwa przetłumaczone do tej pory na angielski tomy (z 4) pochłonąłem za jednym posiedzeniem, choć chciałem tylko rzucić okiem na pierwszy rozdział. Jako że manga nie zawiera bardzo dosłownych scen, uważam, że każdy, kto ma przynajmniej 16 lat, powinien ją przeczytać. O takich tragediach jak ta Junko Furuty nie można zapominać. I ja nie zapomnę.
Ocena: 8/10
Źródła:
http://en.wikipedia.org/wiki/Junko_Furuta
http://pl.wikipedia.org/wiki/Junko_Furuta
http://www.facebook.com/pages/In-Memoriam-Of-Junko-Furuta-Girl-who-went-through-44-days-of-torture/151267694935581
http://www.youtube.com/watch?v=rleIUJNljN0
http://articles.mibba.com/World/3075/The-Murder-of-Junko-Furuta
Junko Furuta (zm. 4 stycznia 1989 roku) – brutalnie zamordowana siedemnastoletnia Japonka, uczennica dwunastej klasy. Była gwałcona, katowana, podpalana przez 44 dni. 4 stycznia 1989 roku została oblana benzyną i podpalona. Później jej ciało zabetonowano.Wzdryga mnie na samą myśl o tym, co przeczytałem o jej morderstwie. Ta młoda, szesnastoletnia dziewczyna została porwana 25 listopada 1988 roku przez czterech "chłopców" w wieku od 17 lat wzwyż. Przez 44 dni była torturowana, katowana i gwałcona w domu jednego ze sprawców, w obecności jego rodziców. Była bita kijami golfowymi, metalowymi prętami, do jej waginy i odbytu były wkładane takie rzeczy jak żarówki, fajerwerki, które następnie były podpalane, zmuszano ją do picia jej własnego moczu i jedzenia karaluchów, ucinano jej sutki za pomocą przecinaka, zrzucano jej hantle na brzuch, podpalano ją, wypalono jej oczy. Po pewnym czasie dziewczynka nie była już nawet zdolna do picia wody, bo gdy tylko próbowała, wymiotowała. Jeden ze sprawców zeznał, że Junko była tak skatowana, że zejście, nie, zczołganie się na dół (była przetrzymywana na piętrze) do toalety zajmowało jej godzinę. Dalsze zeznania oprawców mówią, że około 100 ludzi poza nimi wiedziało o przetrzymywanej dziewczynie. (Została ona zmuszona do dzwonienia do rodziców i mówienia, że uciekła z domu, jest u przyjaciółki i jest bezpieczna). 4 stycznia 1989 roku, po przegranej w mahjonga, czterej zwyrodnialcy pobili ją sztangą, polali ją benzyną od zapalniczki i podpalili. W wyniku wszystkich obrażeń oraz bólu i szoku po podpaleniu Junko Furuta zmarła, a jej ciało zostało zabetonowane. Zabójcy zostali skazani, ale jako że byli młodociani, ich wyroki były bardzo niskie. Wszyscy zostali już wypuszczeni z więzienia.
Tragedia młodej dziewczyny była bardzo głośna w Japonii. Na podstawie historii powstało kilka filmów, manga, a także zespół the GazettE nagrał swój trybut dla Junko. Po przeczytaniu o sprawie morderstwa postanowiłem przeczytać mangę - jest nią właśnie tytułowe 17 sai.
Autorzy przedstawili historię Junko Furuty ze zmienionymi nazwiskami z perspektywy jednego z oprawców - 17-latka. W zasadzie manga nie opowiada dokładnej historii porwania, jest jedynie nią inspirowana. Nie wiem, czemu autorzy zdecydowali się pokazać tragedię od drugiej strony, jednak sądzę, że zrobili dobrzy, ponieważ żaden rysunek i żaden tekst nie oddałby cierpienia nastolatki. Po drugiej stronie maski mamy chłopaka, który robi, co każe mu szef gangu w obawie o swoje życie (choć ani trochę go to nie usprawiedliwia). W mandze dość dobrze odtworzona jest atmosfera bezsilności i nieludzkości przestępstwa. Dwa przetłumaczone do tej pory na angielski tomy (z 4) pochłonąłem za jednym posiedzeniem, choć chciałem tylko rzucić okiem na pierwszy rozdział. Jako że manga nie zawiera bardzo dosłownych scen, uważam, że każdy, kto ma przynajmniej 16 lat, powinien ją przeczytać. O takich tragediach jak ta Junko Furuty nie można zapominać. I ja nie zapomnę.
Ocena: 8/10
Źródła:
http://en.wikipedia.org/wiki/Junko_Furuta
http://pl.wikipedia.org/wiki/Junko_Furuta
http://www.facebook.com/pages/In-Memoriam-Of-Junko-Furuta-Girl-who-went-through-44-days-of-torture/151267694935581
http://www.youtube.com/watch?v=rleIUJNljN0
http://articles.mibba.com/World/3075/The-Murder-of-Junko-Furuta
piątek, 14 października 2011
Nyoro-n Churuya-san
ONA, czyli anime stworzone specjalnie na potrzeby darmowej emisji internetowej. Jedną z takich właśnie serii jest Nyoro-n Churuya-san. 13-odcinkowa seria parodiująca anime i mangę o przygodach brygady SOS stanowi bardzo fajny przerywnik i odstresowanie. Każdy odcinek trwa około 2 minuty i składa się z króciutkich gagów. Niektóre są nijakie, jednak przy pewnych da się zaśmiać do rozpuku - szczególnie, gdy gag ów jest oparty na serii, a nie na miłości Churuyi do wędzonego sera ani jej wzroście (bohaterowie przedstawione są w konwencji super-deformed). ONA bardzo przyjemnie naśmiewa się z tego, co bierzemy za pewnik po oglądaniu Yuutsu i Shoushitsu - np. Mikuru mówi głosem podstarzałego mężczyzny. Moja ocena dla tego anime to solidne 7.
Ocena: 7/10
Nyoroooo~n!
Ocena: 7/10
Nyoroooo~n!
Suzumiya Haruhi no Shoushitsu
Zniknięcie Haruhii Suzumiyi. Wziąłem się w końcu za ten film, bo nie chciało mi się wracać do Baccano! - za dużo myślenia. Przeglądając folder "Anime" wchodziłem do wszystkich katalogów po kolei i natknąłem się właśnie na Shoushitsu. Pomyślałem sobie "a co mi tam, Yuutsu nie było złe". I tak zaczęła się moja kolejna przygoda z Kyonem i resztą...
Nie wiedziałem, przyznam szczerze, że seria anime aż tak mi się podobała, by słysząc bardzo dobrze znany opening przeszły mnie dreszcze. Ale jednak. Suzumiya Haruhi no Yuutsu było dobre, ale troszkę wkurzał mnie okres "Endless Eight", tak więc do końca serii dobrnąłem lekko poirytowany. Teraz, siedząc przy kompie i oglądając miotającego się w bezsilności Kyona, próbującego rozwikłać zagadkę zniknięcia szefowej SOS-Dan, zorientowałem się, jak bardzo brakowało mi tej chamskiej, zarozumiałej, energicznej dziewuchy. Film cały czas trzyma w napięciu, jest parę genialnych zwrotów akcji, strona techniczna jak zwykle miażdży praktycznie całą konkurencję. Do tego moje ulubiony zabawy z czasem i doprowadzająca mnie do obłędu (w pozytywnym tego słowa znaczeniu), trzymająca za jaja japońska mentalność. Nie będę się produkował. Po prostu - jeśli oglądałeś Melancholię, koniecznie obejrzyj film. Nawet jeśli serial nie za bardzo Ci się podobał. Gwarantuję, że kiedy usłyszysz "Kotae wa itsumo watashi no mune ni...", łezka zakręci się w oku. Bo przecież zacznie się kolejna wspaniała przygoda z Brygadą SOS!
Ocena 9+/10
Nie wiedziałem, przyznam szczerze, że seria anime aż tak mi się podobała, by słysząc bardzo dobrze znany opening przeszły mnie dreszcze. Ale jednak. Suzumiya Haruhi no Yuutsu było dobre, ale troszkę wkurzał mnie okres "Endless Eight", tak więc do końca serii dobrnąłem lekko poirytowany. Teraz, siedząc przy kompie i oglądając miotającego się w bezsilności Kyona, próbującego rozwikłać zagadkę zniknięcia szefowej SOS-Dan, zorientowałem się, jak bardzo brakowało mi tej chamskiej, zarozumiałej, energicznej dziewuchy. Film cały czas trzyma w napięciu, jest parę genialnych zwrotów akcji, strona techniczna jak zwykle miażdży praktycznie całą konkurencję. Do tego moje ulubiony zabawy z czasem i doprowadzająca mnie do obłędu (w pozytywnym tego słowa znaczeniu), trzymająca za jaja japońska mentalność. Nie będę się produkował. Po prostu - jeśli oglądałeś Melancholię, koniecznie obejrzyj film. Nawet jeśli serial nie za bardzo Ci się podobał. Gwarantuję, że kiedy usłyszysz "Kotae wa itsumo watashi no mune ni...", łezka zakręci się w oku. Bo przecież zacznie się kolejna wspaniała przygoda z Brygadą SOS!
Ocena 9+/10
So it begins...
The great shitstorm of our time.
A tak na poważnie - powagi tu nie znajdziecie. To jest mój blog, na którym, w zamierzeniu, będę opisywał wszystko, co przeczytam, obejrzę, w co zagram, by nie zapomnieć, jak się pisze na tej polibudzie. Ale pewno, znając swoją naturę, będę też dodawał dużo od siebie. I czemu nie? Więc... Booyah!
A tak na poważnie - powagi tu nie znajdziecie. To jest mój blog, na którym, w zamierzeniu, będę opisywał wszystko, co przeczytam, obejrzę, w co zagram, by nie zapomnieć, jak się pisze na tej polibudzie. Ale pewno, znając swoją naturę, będę też dodawał dużo od siebie. I czemu nie? Więc... Booyah!
Subskrybuj:
Posty (Atom)